Przemysław Rudź

Summa Technologiae

35,00 zł

Przemysław Rudź | Summa Technologiae

Bestseller

Super cena

Tagi albumu: Przemysław Rudź | Summa Technologiae, Generator.pl, Przemysław Rudź, muzyka elektroniczna, ambient, Tangerine Dream, Klaus Schulze, Vangelis, Jarre, electronic music, Kraftwerk

AUTOR Przemysław Rudź
PRODUCENT Generator.pl
NUMER GEN CD 014
ROK WYDANIA 2010
MEDIA 1CD
OPAKOWANIE JEWELCASE
Kod produktu 006060
POPULARNOŚĆ

Lista utworów

Dylematy (Dilemmas)
Dwie ewolucje (Two Evolutions)
Cywilizacje kosmiczne (Space Cilizations)
Intelektronika (Intellectronics)
Prolegomena wszechmocy (Prolegomena To Omnipotence)
Fantomologia (Phantomology)
Stwarzanie światów (Creation Of The Worlds)
Paszkwil na ewolucję (Pasquinade On Evolution)

Opis

Do skomentowania tej pozycji przyciągnął mnie koncept i tytuł płyty.

Stanisław Lem jest bowiem postacią co najmniej intrygującą, wartą zbliżenia. W tym wypadku mamy wydarzenie muzyczne, co było dla mnie podwójnie intrygujące. Zarówno Lem jak i Przemysław Rudź patrzą z ciekawością w niebo. Czego tam szukają? Co jest takiego interesującego w nowoczesnych technologiach kosmicznych? Spróbujmy wybrać się w tą niezwykłą podróż ilustrowaną muzyką. Słynny pisarz był bowiem wielkim humanistą, któremu niepokojąca przyszłość człowieka leżała na sercu. Zamknięty w swoim domu - twierdzy, wyizolowany, zasłonięty sztafażem cybernetyczno-informatycznymi ideami, penetruje i bada tajemnice ludzkości. 

Przemysław Rudź mówi - nie spocznę póki czegoś nie dokonam, czegoś co będzie ważne dla innych - domyślam się - I dokonuje, muzyka pomimo, że w warstwie formalnej, kolorystycznej nie jest czymś odkrywczym - jest frapująca. Rudź nie kryje swej fascynacji latami '70-tymi i dokonaniami J.M. Jarre'a. Ale ta inspiracja nie jest bynajmniej zwykłym kopiarstwem, kolory podstawowe znamy ale treść jest inna. Lem - człowiek znany ze swej krytycznej postawy wobec rzeczywistości, nie kryje goryczy i rozczarowania. I ma niestety rację. Natomiast wątpliwym dla mnie jest szukanie ratunku w nowych technologiach, kreowanie nowych rzeczywistości nie może być celem samym w sobie. Może być natomiast pretekstem do rozważań nad ludzką kondycją. Postęp techniczny nie może tworzyć nowych iluzji, mamiąc ludzkość wszechobecną optymalizacją.

Muzyka Rudzia - świetnie skonstruowana, wyrazista kiedy trzeba, innym razem mglista i zagadkowa. Kompozytor panuje całkowicie nad tkanką muzyczną, czaruje zmiennością nastrojów, tempa. Mimo młodego wieku i jak na debiut - jak mniemam, zaskakuje dojrzałością i pewnością przekazu. Przekaz bardzo poważny ale materiał nie razi pompatycznością, przynosi na przemian chwile zastanowienia i odprężenia. Na okładce twarz - nieco odhumanizowana - czy to człowiek czy maszyna? Zderzenie człowieczeństwa i technologii. Ale nawet jeśli przyjmiemy, że możliwa jest jakaś fuzja - to co z tą ogromną , nieograniczoną wręcz ilością zmiennych?, co z tajemnicami - sen, uczucia, wyobraźnia, śmierć. Wszyscy wiemy, że makrokosmos i mikrokosmos odpowiadają sobie w wielu kwestiach. Ale człowiek nie chce się poddać tym prawom. Prawda zakryta przez ludzką głupotę i wątpliwe wartości. Stanisław Lem i Przemysław Rudź odkrywają tylko to co zasłonięte. Robią to samo lecz na innych polach. Paszkwil na ewolucję, kończący zarówno płytę jak i książkę zdaje się odbierać nam nadzieję - może w tym kryje się podświadoma chęć zagłady, oczyszczenia - patrz teorie dotyczące roku 2012. Gratuluje panie Przemku - doskonała muzyka - nie można wobec niej przejść obojętnie.

Jerzy vel. Esflores - muzyczny koneser



Muzyka, którą zawiera album jest skromnym hołdem oddanym Stanisławowi Lemowi.

Tytuły kompozycji nawiązują do rozdziałów książkowego pierwowzoru i są subiektywną próbą przełożenia ich treści na język dźwięków. Dźwięków syntetycznych, czasem dziwnych i tajemniczych, wybiegających poza nasze ziemskie podwórko w daleki świat gwiazd, lotów kosmicznych, obcych cywilizacji ale penetrujących także zakamarki ludzkiego umysłu, ogarniających i obrazujących zjawiska kwantowe we wnętrzu układów scalonych, a także wielorakie aspekty ewolucji biologiczno-technicznej.
Utwór Dilemmas zaczyna ten album - oniryczne, chwilami minorowe klimaty są jakby rozgrzewką do dalszej części muzycznej ilustracji dzieła Stanisława Lema Summa Technologiae. Te chwilowo kakofoniczne i kosmiczne odgłosy odchodzą, zaczyna się sekwencyjna uczta, która słuchacza nakieruje na produkcje Dom F Scaba. Podobne nerwiste ostinato sekwencera powinno zadowolić ortodoksyjnych wyznawców szkoły "Berlińskiej". 
El-muzyka Przemka Rudzia w utworze Two Evolutions emanuje ciepłymi "Jarrowskimi", analogowymi barwami syntezatorów, w dalszej części tego kawałka kompozycja przechodzi w motoryczną ścianę basowych dźwięków, które stanowią muzyczny kręgosłup tej nietuzinkowej kompozycji - aż iskrzy tu od melodyjnych pasaży, podobnych do tych, które możemy podziwiać na klasycznych albumach Marka Bilińskiego. Element przebojowości jest znakomitym urozmaiceniem tego albumu i świadczy o elastyczności Przemka Rudzia w meandrach muzyki elektronicznej. Potwierdzeniem tych słów niech będzie utwór Space Civilizations - jakaś Vangelisowa aura wisi nad początkiem tego utworu. Nostalgia i zadumanie - a może interpretacja tejże muzyki to zaproszenie do penetrowania odległych cywilizacji, zamieszkałych w odległych czeluściach kosmosu?
Z takim znakiem zapytania brniemy dalej przez ten wyjątkowy koncept album - wkraczamy w sekwencyjne klimaty za sprawą kawałka Intellectronics, który będzie ucztą dla ortodoksyjnych wyznawców sekwencyjnej "Berlińskiej" el-muzy. Jest to specyficzna wielowątkowa improwizacja, szybująca niczym zagubiony meteoryt w przestrzeni kosmicznej. Rozedrgane ostinato miło łechce ucho słuchacza o wysublimowanych gustach. Znakomicie rozplanowana dramaturgia tego utworu oraz bardzo interesujące aranżacyjne pomysły Rudzia w tym kawałku, robią wrażenie - tym bardziej, że twórca dysponował skromnym instrumentarium - dowód na to jak bardzo liczy się WYOBRAŹNIA w tworzeniu muzyki.
Niestety Przemek zbyt pośpiesznie podszedł do realizacji tego fragmentu - kompozycja, która się fantastycznie rozkręca, niestety wycisza się w najmniej pożądanym momencie - no cóż, to są moje subiektywne odczucia, które kolidują z wizją samego zainteresowanego czyli Przemka Rudzia .
W utworze Prolegomena to omni patence Rudź porusza bardziej przyziemne klimaty, przenosi nas na ziemskie tereny, robi się ambientowa, muzyczna mgła, jest to muzyka z wtopionymi onirycznymi pasażami, które stanowią dziwne tło w postaci... cykających świerszczy, szumu wiatru itp. Za sprawą kolejnej kompozycji Phantomology muzyka Przemka zaprowadza słuchacza do niebiańskiej krainy, jest to cudna el muzyczna nirvana.
Frapujące dźwięki wprowadzają w podobne klimaty, które prezentuje amerykański duet Craig Padilla Skip Murphy na ich albumie Phantasma - znakomicie te tajemnicze dźwięki wpasowują się w dość skomplikowaną i wizjonerską tematykę książki naszego wybitnego pisarza s.f. Stanisława Lema Summa Techologiae.

Następny kawałek Creations of worlds to już odskocznia od tych minorowych klimatów. Bujające, bardziej przyziemne dźwięki przenoszą słuchacza w ostatni etap tego albumu,do kompozycji Pasquinade on evolution. Niczym balsam na uszy fana, wprowadza słuchacza wręcz w sielski stan, jest to swego rodzaju el muzyczny relaks i ukojenie, które zarazem jest dzięki wyobraźni kompozytora drogowskazem dla naszej ludzkiej rasy, a czy ta wizja ma choć odrobinę optymistycznych znaków? 
No cóż interpretacja należy już do słuchaczy.

Mariusz Wójcik


Album rozpoczyna się ambientalnymi poszumami, nieco kojarzącymi się z atmosfera serii Shades of Orion P. Namlooka i T. Inoue, by niebawem przejść w sekwencyjne nastroje niczym z nowszych płyt
Jean-Michela Jarre'a, muzyka, który dla Przemysława Rudzia był jednym z ważniejszych źródeł inspiracji. W taki to sposób utwór otwierający album oscyluje gdzieś miedzy chillout-lounge'em i atrakcyjnie brzmiącym, wielopłaszczyznowym elpopem o sekwencyjnych naleciałościach. Następna kompozycja jest interesującym zestawieniem dwóch nastrojów: znów nieco "jarre-ujacych", chłodnych brzmień (szczególnie w sferze akordowej, przetaczającej się łagodnymi, harmonicznymi falami) oraz dynamiki nieco w stylu starego (połowa lat osiemdziesiątych) dobrego Marka Bilińskiego. W utworze trzecim na scenie pozostają jedynie zwały wirujących akordowych chmur, dynamiczne beaty znikły, z głośników wylewa się bezkresny błękit uspokojenia i oderwania od rzeczywistości... Niebawem jednak zaznaczy swoja obecność "podskórne", skradające się ostinato w niskim rejestrze, przywołując pełna napięcia atmosferę podobna tej, która cechuje ścieżkę dźwiękową Tangerine Dream do filmu Thief... Motyw zostanie podchwycony przez dominujący sekwencer i tak oto wkraczamy na teren czwartego utworu, w którym ściera się ze sobą kilka burzliwych ostinat, a lekko niepokojące akordy w tle znakomicie oddają dźwiękami "ścianę deszczu"... Niedaleko stad do zachmurzonych, dynamicznych nastrojów, którymi Tangerine Dream epatowali z kolei w rytmicznym epizodzie suity Horizon (1984). Piąty utwór (póki co - mój ulubiony w zestawie) to wyśmienite zestawienie subtelnego ambientalnego planu przesyconego "odgłosami natury" oraz wzbierającej programowanej ścieżki rytmicznej opartej zaledwie na szelestach elektronicznych "czyneli" (żadnych beatów!). Taki zabieg sprawia, ze utwór emanuje specyficznym, zagadkowym napięciem, które nigdy nie zostaje rozładowane - niedaleko stad do przeżycia przygód, o których opowiadali na obu albumach serii Xangadix Pino & Wildjamin. Słuchacz może teraz przejść się po rdzawej, sepiowej łące, niby uwiecznionej na nieruchomym, archaicznie wyglądającym zdjęciu, a jednocześnie tak żywej, pełnej ruchu, nie brak na niej nawet buszujących w drucianej trawie cyberchrzaszczy... Kolejny utwór znów składa się z kilku kontrastowych części: najpierw otrzymujemy porcje spokojnego ambientu w raczej durowej tonacji, następnie przechodzimy przez nadwodny, lekko zamglony pasaż sekwencyjny, aż dotrzemy do świetnego, żywego programmingu finału, kolejnego udanego mariażu lounge'u i podsyconego melodyjnym IDM-em elpopu... Siódma kompozycja przynosi udany zestaw sekwencerowych zawirowań o dość silnie nasyconych barwach... Na takim tle szczególnie dobrze prezentują się "omdlewająco opadające", długo podtrzymywane tony głównej syntezatorowej solówki. Utwór płynnie przechodzi w code całego albumu, podjęte zostają tu niektóre watki melodyczno-rytmiczne poprzedniej impresji, całość ulega jednak pewnemu wyciszeniu i specyficznemu uprzestrzennieniu, na głównym planie snuje się frapujące solo (o barwie oscylującej miedzy legendarnym PPG Wave i jeszcze bardziej legendarnym thereminem), przekornie balansujące na granicy durowego rozpogodzenia i lekko schromatyzowanych mollowych wątpliwości... Urozmaicona, klarownie i jednocześnie bogato brzmiąca elektroniczna uczta, na potrzeby której wirtuozersko połączono nadzwyczaj wiele składników.

Igor Wróblewski

Inni klienci wybrali

Podobne albumy

Kup Przechowaj

Ostatnie sztuki

Wysyłamy do 1 dni
Dostawa w do punktu odbioru już od 12zł.
Przesyłkę dostarcza Poczta Polska lub Inpost.
Możliwy odbiór osobisty poza siedzibą sprzedawcy.

Napisz do nas