Tangerine Dream
Ricochet (reissue)
49,22 zł
AUTOR | Tangerine Dream |
PRODUCENT | Virgin |
NUMER | 7747888 |
ROK WYDANIA | 2019 (1975) |
MEDIA | 1CD |
OPAKOWANIE | JEWELCASE |
Kod produktu | 007958 |
POPULARNOŚĆ |
Lista utworów
Ricochet Part One [16:59] |
Ricochet Part Two [21:05] |
Ricochet Part One (Steven Wils) |
Ricochet Part Two (Steven Wils) |
Opis
To nowy rozdział w muzycznym rozwoju Tangerine Dream, którego granice kończyły się w połowie lat 80 - tych albumami złożonymi z krótkich, kilkuminutowych utworów a zarazem znakomite preludium do innego blockbustera -
Stratosfear.
Prawdziwa ściana mrocznych wibrujących sekwencji wymieszana z ciekawymi motywami muzycznymi - dla mnie to
najciekawszy styl Tangerine Dream najbliższy mojemu sercu.
Wszystkie te struktury są na najwyższym poziomie z prostej przyczyny: z kilometrów taśm Froese wybrał i
skompilował najciekawsze fragmenty i bardzo przyłożył się do dopracowania wszystkich detali - stąd ta
płyta jak dla mnie brzmi wciąż świeżo i niezwykle.
Płytę wystylizowano na album live ale naprawdę to właściwie dopiero w studio dokonano rzeczywistej obróbki materiału stąd notatka że album jest nagrany podczas koncertów we Francji i Wlk. Brytanii. Już pierwsza część od początku poraża mnie swą melodyką i motywami które oszczędnie eksploatowane dają niesamowity efekt. Nie ma tu ani jednego przypadkowego dźwięku, płyta jest znakomicie przemyślana i dopracowana - poszczególne elementy tworzą niesamowity nastrój wpływający mocno na emocje (bynajmniej moje). Można ten utwór podzielić na trzy części. Pierwsza - wprowadzenie - liczne wstępy, gitara elektryczna, perkusja, spokojny ale jakiś taki doniosły nastrój, który zostaje zróżnicowany i od siódmej minuty zaczyna się zaś część druga: ekspozycja - jazda bez trzymanki na rollercoasterze albo gdzieś w przestrzeni kosmicznej w nadświetlnej. Wchłania słuchacza do swego świata nie pozwalając mu na oddech. To tak naprawdę pierwszy album gdzie na taką skalę pojawia się słynny Tangerinowski pulsujący rytm. Harmoniczny styl, melodia to porzucenie tego co prezentowano na mocno eksperymentalnych płytach z lat wcześniejszych. Zamknięcie: styl wprowadzenia, uspokojenie muzycznego pejzażu.
Drugą część otwiera przepiękne fortepianowe intro, do którego po chwili dołącza flet. Bardzo subtelna melodia stopniowo wyciszana z delikatnym brzmieniem syntezatora w tle - w końcu flet samotnie kończy tę część i gwałtownie przechodzimy to wspaniałych dźwięków elektronicznego instrumentarium - swoisty majstersztyk manipulacji odczuciami słuchacza. Kolejne pojawiające się ozdobniki, wprowadzane są dla spotęgowania nastroju i powtarzają się jako podkład. Mamy tu połączenie polifonii, rytmu i melodii w niespotykanym dotąd u Tangerine Dream sposobie. Zresztą po prostu najlepiej puścić sobie 2 część i wysłuchać. Muzyczne ornamentacje plus melodyjność tej płyty tworzą jak dla mnie niesamowity niedościgniony klimat. A na okładce jedno z ciekawszych zdjęć autorstwa Moniki Froese.
...od tego albumu rozpoczęła się moja przygoda z muzyką EL i trwa po dziś dzień, mimo że upłyneło 28 lat często wracam do jej dźwięków, tej płyty po prostu nie wypada nie znać jeśli się interesuje el muzyką, raz usłyszawszy chce się jej ciągle słuchać, gorąco polecam!!!...
Jeden z 3 absolutnych nr 1 mojego życia. Ricochet to chyba najważniejszy wyznacznik elektroniki na lata siedemdziesiąte, oczywiście poza dokonaniami Klausa Schulze. To ile na tym albumie utrwalonych jest pomysłów tria Tangerine Dream to absolutny rekord w el-muzyce. Nic dziwnego, że swego czasu album ten gościł na 1 miejscu listy przebojów el-muzyki w Pr. 3 PR.
Utwór pierwszy rozpoczyna się jakby marszem żałobnym z fenomenalną partią gitary Froese. Od połowy, aż do końca Ricochet Part One to już majstersztyk w dziedzinie nakładania sekwenci. Dzieje się tu czasami tak wiele, że słuchacz czuje się jakby pędził w otchłań bez końca. Ale koniec następuje w pięknym i smutnym stulu. Część drugą rozpoczyna piano - także fenomenalne [ten wyraz powinien być kojarzony z tą płytą]. Coś jakby z epoki romantycznej. Piano przechodzi w sekwencję, sekwencja w solo itd... Nie posłuchasz, nie zrozumiesz. To co jeszcze wyróżnia tę pozycje to barwy brzmień. Ilu twórców muzyki [nie tylko el] nie potrafi oderwać się brzmieniowo od Ricochet. Bo i po co. Brzmienia są doskonałe i rewelacyjnie dopasowane. I pomyśleć, że jest to jedynie montaż z trasy koncertowej z roku 1974...
Album to dowód na to, że improwizacja jest doskonałym narzędziem przy tworzeniu i graniu elektroniki, szczególnie tej berlińskiej. Szkoda tylko, że niektórzy artyści nie mają takich zdolności do jej wykorzystywania jak ten pamiętny skład Tangerine Dream.
Tangerine Dream to zespół, który wciąż zaskakuje nowymi pomysłami - od przeszło 30 lat na muzycznej arenie. Ewolucja jaką przechodzi muzyka tego (najczęściej) tria z Niemiec, zachwyca, zmusza do refleksji i pobudza a niejednokrotnie zniewala i pociąga za sobą całe rzesze fanów. RICOCHET to według mnie jeden z bardziej udanych albumów Tangerine Dream - dzisiaj już 28 letnie dzieło to skrócony zapis z ponad 90 godzin (!) muzyki zapisanej w studiu po koncertach we Francji. Edgar Froese i jego koledzy z jednego w zasadzie tematu uczynili majstersztyk. Płyta wcale nie nudzi, jest ciekawa melodycznie od samego początku do końca. Muzycy do maksimum chyba wykorzystali możliwości ówczesnych syntezatorów analogowych... i na pewno im się to udało. Jedyną wadą albumu jest to, że jest za krótki... ale na szczęście są inne płyty Tangerine Dream, można też włączyć "repeat" w odtwarzaczu CD. Na podsumowanie ciekawostka dla starszych słuchaczy i fanów Tangerine Dream: czy ktoś rozpoznał ongiś w Dzienniku TV podczas prezentacji pogody podkład muzyczny, którym jest właśnie główny motyw muzyczny ,Ricochet?
Mandarynkowe sny niech wracają do Was - mili słuchacze ... nawet rykoszetem...
...to modlitwa - nie muzyka ....
13 lat temu koleżanka pożyczyła mi kasetę magnetofonową, twierdząc że jest tam fajna muzyka, gdy ją przesłuchałem byłem oczarowany, to był Ricochet. W ten sposób zaczęła się moja przydoda z Tangerine Dream. Obecnie mam 30 lat i nadal Mandarynki są moim najlepszym zespołem. Pozdrawiam wszystkich fanów i tych którzy dopiero zaczynają zagłębiać się w mandarynkowe światy.
Płytę wystylizowano na album live ale naprawdę to właściwie dopiero w studio dokonano rzeczywistej obróbki materiału stąd notatka że album jest nagrany podczas koncertów we Francji i Wlk. Brytanii. Już pierwsza część od początku poraża mnie swą melodyką i motywami które oszczędnie eksploatowane dają niesamowity efekt. Nie ma tu ani jednego przypadkowego dźwięku, płyta jest znakomicie przemyślana i dopracowana - poszczególne elementy tworzą niesamowity nastrój wpływający mocno na emocje (bynajmniej moje). Można ten utwór podzielić na trzy części. Pierwsza - wprowadzenie - liczne wstępy, gitara elektryczna, perkusja, spokojny ale jakiś taki doniosły nastrój, który zostaje zróżnicowany i od siódmej minuty zaczyna się zaś część druga: ekspozycja - jazda bez trzymanki na rollercoasterze albo gdzieś w przestrzeni kosmicznej w nadświetlnej. Wchłania słuchacza do swego świata nie pozwalając mu na oddech. To tak naprawdę pierwszy album gdzie na taką skalę pojawia się słynny Tangerinowski pulsujący rytm. Harmoniczny styl, melodia to porzucenie tego co prezentowano na mocno eksperymentalnych płytach z lat wcześniejszych. Zamknięcie: styl wprowadzenia, uspokojenie muzycznego pejzażu.
Drugą część otwiera przepiękne fortepianowe intro, do którego po chwili dołącza flet. Bardzo subtelna melodia stopniowo wyciszana z delikatnym brzmieniem syntezatora w tle - w końcu flet samotnie kończy tę część i gwałtownie przechodzimy to wspaniałych dźwięków elektronicznego instrumentarium - swoisty majstersztyk manipulacji odczuciami słuchacza. Kolejne pojawiające się ozdobniki, wprowadzane są dla spotęgowania nastroju i powtarzają się jako podkład. Mamy tu połączenie polifonii, rytmu i melodii w niespotykanym dotąd u Tangerine Dream sposobie. Zresztą po prostu najlepiej puścić sobie 2 część i wysłuchać. Muzyczne ornamentacje plus melodyjność tej płyty tworzą jak dla mnie niesamowity niedościgniony klimat. A na okładce jedno z ciekawszych zdjęć autorstwa Moniki Froese.
Dariusz Długołęcki
...od tego albumu rozpoczęła się moja przygoda z muzyką EL i trwa po dziś dzień, mimo że upłyneło 28 lat często wracam do jej dźwięków, tej płyty po prostu nie wypada nie znać jeśli się interesuje el muzyką, raz usłyszawszy chce się jej ciągle słuchać, gorąco polecam!!!...
PPL
Jeden z 3 absolutnych nr 1 mojego życia. Ricochet to chyba najważniejszy wyznacznik elektroniki na lata siedemdziesiąte, oczywiście poza dokonaniami Klausa Schulze. To ile na tym albumie utrwalonych jest pomysłów tria Tangerine Dream to absolutny rekord w el-muzyce. Nic dziwnego, że swego czasu album ten gościł na 1 miejscu listy przebojów el-muzyki w Pr. 3 PR.
Utwór pierwszy rozpoczyna się jakby marszem żałobnym z fenomenalną partią gitary Froese. Od połowy, aż do końca Ricochet Part One to już majstersztyk w dziedzinie nakładania sekwenci. Dzieje się tu czasami tak wiele, że słuchacz czuje się jakby pędził w otchłań bez końca. Ale koniec następuje w pięknym i smutnym stulu. Część drugą rozpoczyna piano - także fenomenalne [ten wyraz powinien być kojarzony z tą płytą]. Coś jakby z epoki romantycznej. Piano przechodzi w sekwencję, sekwencja w solo itd... Nie posłuchasz, nie zrozumiesz. To co jeszcze wyróżnia tę pozycje to barwy brzmień. Ilu twórców muzyki [nie tylko el] nie potrafi oderwać się brzmieniowo od Ricochet. Bo i po co. Brzmienia są doskonałe i rewelacyjnie dopasowane. I pomyśleć, że jest to jedynie montaż z trasy koncertowej z roku 1974...
Album to dowód na to, że improwizacja jest doskonałym narzędziem przy tworzeniu i graniu elektroniki, szczególnie tej berlińskiej. Szkoda tylko, że niektórzy artyści nie mają takich zdolności do jej wykorzystywania jak ten pamiętny skład Tangerine Dream.
Wojciech Suchan
Tangerine Dream to zespół, który wciąż zaskakuje nowymi pomysłami - od przeszło 30 lat na muzycznej arenie. Ewolucja jaką przechodzi muzyka tego (najczęściej) tria z Niemiec, zachwyca, zmusza do refleksji i pobudza a niejednokrotnie zniewala i pociąga za sobą całe rzesze fanów. RICOCHET to według mnie jeden z bardziej udanych albumów Tangerine Dream - dzisiaj już 28 letnie dzieło to skrócony zapis z ponad 90 godzin (!) muzyki zapisanej w studiu po koncertach we Francji. Edgar Froese i jego koledzy z jednego w zasadzie tematu uczynili majstersztyk. Płyta wcale nie nudzi, jest ciekawa melodycznie od samego początku do końca. Muzycy do maksimum chyba wykorzystali możliwości ówczesnych syntezatorów analogowych... i na pewno im się to udało. Jedyną wadą albumu jest to, że jest za krótki... ale na szczęście są inne płyty Tangerine Dream, można też włączyć "repeat" w odtwarzaczu CD. Na podsumowanie ciekawostka dla starszych słuchaczy i fanów Tangerine Dream: czy ktoś rozpoznał ongiś w Dzienniku TV podczas prezentacji pogody podkład muzyczny, którym jest właśnie główny motyw muzyczny ,Ricochet?
Mandarynkowe sny niech wracają do Was - mili słuchacze ... nawet rykoszetem...
Mariusz
...to modlitwa - nie muzyka ....
???
13 lat temu koleżanka pożyczyła mi kasetę magnetofonową, twierdząc że jest tam fajna muzyka, gdy ją przesłuchałem byłem oczarowany, to był Ricochet. W ten sposób zaczęła się moja przydoda z Tangerine Dream. Obecnie mam 30 lat i nadal Mandarynki są moim najlepszym zespołem. Pozdrawiam wszystkich fanów i tych którzy dopiero zaczynają zagłębiać się w mandarynkowe światy.
Łukasz 1976.
Inni klienci wybrali
Podobne albumy
Kup Przechowaj
Chwilowo brak
Wysyłamy do 60 dni
Dostawa w do punktu odbioru już od 12zł.
Przesyłkę dostarcza Poczta Polska lub Inpost.
Możliwy odbiór osobisty poza siedzibą sprzedawcy.