Klaus Schulze, Pete Namlook

The Dark Side of the Moog box 3


122,63 zł

Klaus Schulze, Pete Namlook | The Dark Side of the Moog box 3

Bestseller

Tagi albumu: Klaus Schulze, Pete Namlook | The Dark Side of the Moog box 3, Mig, Klaus Schulze, muzyka elektroniczna, ambient, Tangerine Dream, Klaus Schulze, Vangelis, Jarre, electronic music, Kraftwerk

AUTOR Klaus Schulze
PRODUCENT Mig
NUMER MIG01400
ROK WYDANIA 2016
MEDIA 5CD
OPAKOWANIE JEWELCASE
Kod produktu 007314
POPULARNOŚĆ

Lista utworów

CD1
Set the Controls To The Heart of the Mother 54:32
CD2
Astro Know Me Domina Part I
Astro Know Me Domina Part II
Astro Know Me Domina Part III
Astro Know Me Domina Part IV
Astro Know Me Domina Part V
Astro Know Me Domina Part VI
CD3
The Heart of Our Nearest Star I
The Heart of Our Nearest Star II
The Heart of Our Nearest Star III
The Heart of Our Nearest Star IV
DVD4 DTS 5.1
The Heart of Our Nearest Star I
The Heart of Our Nearest Star II
The Heart of Our Nearest Star III
The Heart of Our Nearest Star IV
CD5 (BONUS) Klaus Schulze & Pete Namlook - Live in Hamburg
Hamburg 1 25:45
Hamburg 2 45:04

Opis

CD1
Album rozpoczyna się nadchodzącymi z oddali szumami, z których stopniowo, w asyście dodatkowych smużek elektronicznych poświstów, wysnuwa się główny temat, onirycznie rozwibrowany, oscylujący wokół powracających jak przez sen miękkich, charakterystycznych akordów. Ten rewelacyjny motyw Klaus Schulze szczególnie sobie upodobał - powraca on jako osnowa całej 65-minutowej kompozycji "The Theme - The Rhodes Elegy" z pierwszego tomu "Contemporary Works II", stanowi też tworzywo napisanej specjalnie na kompilację "Manikin Records - The First Decade" kompozycji "Manikin Jubilee". Tutaj wibrafonowy temat brzmi szczególnie tajemniczo i mgliście, spowijany zostaje w piętrzące się zgęszczenia chłodnoniebieskiego syntezatorowego dymu. Główny wątek podlega bardzo subtelnym i niespiesznym transformacjom, ale dźwięki wypełniające drugi plan oraz pomysłowa ścieżka rytmiczna sprawiają, że słuchacz nawet przy setnym przesłuchaniu tego utworu nie może wyjść z oczarowania! Pod koniec tego epizodu wybija się na pierwszy plan puls chropawego ostinata jak ze starych, dobrych, analogowych czasów - dźwięki perkusyjne zaś zaczynają zachmurzać się i kotłować w przyspieszającym echu podobnie jak w finale kompozycji "Floating" ("Moondawn", 1976). Druga część skonstruowana jest już głównie na współbrzmieniu niemuzycznych ścieżek - wątek melodyczny przewija się przez elektryzujące, eksperymentalne tło powoli i jak przez ciężką draperię snu opadającego w pokłady niepamięci. Nastrój tego fragmentu zbliżony jest do kompozycji "Nucleotide" zdobiącej album "Transfer Station Blue" (1986) sygnowany: Michael Shrieve, Kevin Shrieve, Klaus Schulze. Część trzecia jest jednym z najpiękniejszych, najbardziej zamyślonych epizodów całego cyklu "TDSOTM". Basowy oddech syntezatora odzywa się równomiernymi falami, wybijając się ze stojącego, zamarzającego i rozmarzającego akordu, poddawanego brzmieniowym alternacjom. Co jakiś czas powraca rozmazane, tęskne ostinato, a ściana dźwięków majacząca daleko w tle rozmięka z tonacji mollowej w durową, co stanowi frapujące, lekko dysonansowe połączenie melodii, tak charakterystyczne dla całej twórczości Klausa Schulze i odpowiedzialne za budowanie niezwykłego nastroju. Słuchacz daje się ponieść ospałemu zamyśleniu i gdzieś na wysokości połowy utworu czuje się istotnie przeniesiony w jakiś inny świat - ocknie się dopiero przy powracającym temacie basowego syntezatora, nie mogąc powiedzieć, czy przeżywana dopiero co muzyka była dziełem tylko dwójki muzyków sygnujących tę płytę, czy też może dopowiedziana została na uruchomionym znienacka niezwykłym pułapie wyobraźni… Czwarty epizod to właściwie tylko króciutki łącznik między częścią trzecią i piątą: to raczej kolejny obrazek elektroakustyczny nasycający płytę nastrojem takim, jaki panowałby na kosmodromach i opuszczonych stacjach kolejowych, gdyby malował je Arnold Böcklin… Piąta część brzmi trochę jak rozwinięcie w duchu szkoły (post)berlińskiej najbardziej ponurych pomysłów Jean-Michela Jarre'a z albumu "Rendez-Vous" - skojarzenie takie nasuwa alternacja mollowych I durowych akordów, okrywająca całą muzykę matowym, mrocznym płaszczem - pod spodem ulokowane zostają zaś rozimprowizowane, ociekające krystalicznymi barwami ołowiane obłoki, przesuwające się z rejestru w rejestr, łączone swobodnymi, chłodnymi, pełnymi napięcia pasażami. Płyta kończy się wraz z częścią szóstą suity "Set The Controls For The Heart Of The Mother" - wszystkie pulsujące ostinata milkną, na planie pozostają tylko wypełzające wciąż wstęgi rozpływającego się elektronicznego dymu, z których budowane zostają eteryczne akordy i melancholijne improwizacje prowadzących instrumentów. Muzyka już dawno nie siedzi jedynie w głośnikach, teraz wypełnia cały pokój słuchacza, ścieli się po całym mieszkaniu, rozlewając się kolejnymi minorowymi po miejscach, których bez tej płyty słuchacz w swym otoczeniu w ogóle by nie dostrzegł.
I. W.

To najdłużej trwająca seria z dotychczsowych wydawanych przez Fax. Jak zwykle spotykają się Pete Namlook i legenda muzyki elektronicznej, Klaus Schulze. Mamy tu blisko godzinną kompozycję „Set The Controls For The Heart Of The Mother”, tytuł odnosi się do jednego z utworów grupy Pink Floyd. Muzycznie mamy tu fuzję elektroniki i ambientu. Utwór podzelony jest na sześć odrębnych części. Masa przestrzeni, soczyste brzmienia starych analogów i melodie, tak charakterystyczne dla Klausa Schulze, oto wyznaczniki tej płyty. Tym razem więcej mamy ambientu, dźwięki są tak kojące i piękne, iż pieszczą uszy podobnie jak najdelikatniejszy balsam. Muzyka absolutnie mistyczna, w tym zasłuchaniu nietrudno wpaść w pewnwgo rodzaju trans. Namlook i Schulze gwarantują podróż zmęczonemu umysłowi do sfery najgłębszych przeżyć.
R. M.



CD2
Wielki finał wielkiej serii. Klaus Schulze i Pete Namlook po raz dziesiąty spotkali się po Ciemnej Stronie Mooga i przygotowali wysoce poruszający album, który niemalże w żaden sposób nie przypomina żadnego poprzednika w serii. Długa introdukcja jak przez mgłę kojarzy się ze wstępem do Phantom Heart Brother, jednak o ile tam huczący metaliczny wicher krył jeszcze jakieś pomosty do wczesnej elektroniki berlińskiej, o tyle tutaj czeka nas wyprawa do krainy nieodkrytych Nowych Brzmień. Na pierwsze minuty statycznego tła wstępu nałożona jest introwertyczna narracja Namlooka o znamionach strumienia świadomości, zniekształcana niezliczoną ilością filtrów - brzmi to tak, jakby wiodący głos wdawał się w spór z szydzącymi kosmitami. To ciekawy kontrast wobec narracji otwierającej Koolfang III - to, co tam było wprowadzeniem do beztroski i odprężenia letniej nocy, tutaj staje się zwiastunem niepewności, chłodu, oddalenia, zagubienia... Uparte syntetyczne akordy o subharmonicznych wartościach ciągną swój napięty hymn, dopóki znienacka nie wykwitną ocierające się o "intelligent lounge" konstelacje akordów. Z lekka jazzujący charakter tej spokojnej muzyki znów nie pozwala od razu domyślić się, że mamy do czynienia z nagraniami Schulzego i Namlooka - już raczej Namlooka i Move D w dobrych czasach Koolfang - Jambient. Kolejne utwory przynoszą obowiązkową dawkę promieniującego, mollowego berlińskiego sekwencjonowania, ale nadal nie sposób się oprzeć wrażeniu, iż Namlook i Schulze porzucili przetarte szlaki i nieprzejednanie wybierają się w nowe rejony, choć - a może właśnie dlatego, że - w tych rejonach panuje smutek i dojmujący chłód. Finał płyty to impresja, w której Peter i Klaus jednoczą siły w moogowej improwizacji - można spodziewać się po tym opisie brawurowych glissand obficie przesterowywanych elektronicznym fazowaniem, ale to nic bardziej mylnego. W mollowym mętnym stawie osowiałych akordów tlą się zmarznięte, zrezygnowane, piękne ale jednak przede wszystkim dojmujące dźwięki. Łabędzi śpiew po Ciemnej Stronie Mooga? Utwór kończy się nagle, po niespełna sześciu minutach, nie sposób uwierzyć, że finał finału właśnie wybrzmiał, pozostawiając jedynie osad w postaci ściskającego serce uczucia żałości. To jedna z najbardziej przygnębiających płyt sygnowanych nazwiskiem Namlooka - i chyba nie trzeba dodawać, że automatycznie jedna z najpiękniejszych, choć nawet po kilku przesłuchaniach nie bardzo wiadomo, czy pozostawia niedosyt, czy też wrażenie pewnej suchości...

I. W.



Astro Know Me Domina zaczynają psychodeliczne rozważania o brzydkiej pogodzie na zewnątrz i wciąż tych samym tkwiącym w mózgu i zaproszenie aby rzucić okiem z innej perspektywy na ciemną stronę naszego umysłu... no i mamy trochę popiskiwań R2D2 a potem katakoniczne, odrętwiałe pasmo zawieszonych dźwięków... Ale Part III i IV przynosi już godną tych twórców muzykę. Tak na poważnie to bardzo interesująca, dojrzała pozycja. Polecam.

Dariusz Długołęcki



CD3, CD4
Spełniło się wielkie marzenie miłośników połączonych sił pioniera elektroniki sekwencyjnej Klausa Schulze oraz mistrza ambientu Pete’a Namlooka: wbrew wcześniejszym zapowiedziom, iż dziesiąta część „DSOM” to finał serii, ukazała się na szczęście kolejna (kto wie, może będą jeszcze dalsze?) płyta w tym niezwykłym cyklu. Jak zwykle, mamy tutaj do czynienia z udaną syntezą „tradycyjnej elektroniki” oraz kosmicznego dark-ambientu przyszłości, tyle, że po raz kolejny przekroczona została bariera przewidywalności i bez przesady możemy powiedzieć, że „DSOM XI” to przede wszystkim odważne spojrzenie w przyszłość i kolejna udana propozycja bezkompromisowego łączenia różnych stylów. Pierwsza część od pierwszego taktu przynosi nowoczesny, posuwisty rytm, wobec którego na liście dyskusyjnej miłośników FAXu rozgorzała dyskusja, czy to hip-hopowe struktury, czy też nie. Jak by na to nie patrzeć, introdukcja robi odpowiednie wrażenie i z miejsca wprowadza Słuchacza w trans, a wrażenie spotęgowane zostaje wchodzącą z czasem na pierwszy plan chropawą melodią opartą na bardzo atrakcyjnych dysonansach i półtonach: wyobraźmy sobie introwertyczność Aphex Twin i podrdzewiałą motorykę „John the Revelator” Depeche Mode w typowym dla duetu KS-PN atmosferycznym otoczeniu, a otrzymamy przybliżony obraz tego, co rozgrywa się przez blisko 18 minut. Kolejna część suity „The Heart of our Nearest Star” (aluzja do Pink Floyd jest już zatem tylko merytoryczna, nie zaś bazująca na podobnym brzmieniu odpowiednich słów) to jeden z najpiękniejszych i najbardziej poruszających momentów całej jedenastotomowej serii: ścielą się tutaj tak typowe dla Klausa Schulze pokłady matowych, mollowych akordów, nierzadko przyprawianych atrakcyjnym nieregularnym zmąceniem, na tle których Pete Namlook może rozwinąć swoją uskrzydloną, tęskną solówkę gitarową z nieskończenie podtrzymywanymi i rozpływającymi się nostalgicznymi nutami. Znawcom tematu ten epizod oczywiście z miejsca skojarzy się za sprawą atmosfery z piękną drugą częścią „Phantom Heart Brother” (DSOM III), jednak jak zwykle nie ma mowy o powtarzaniu się, a jedynie o uchwyceniu pewnego specyficznego nastroju i rozwinięciu go na miarę Ciemnej Strony Mooga A.D. 2008... Warto ponadto zwrócić uwagę na bardzo skromną, ale nie mniej piękną sekwencyjną pulsację w tle – oto 22 minuty gwiezdnych romansów rodem z przyszłych, niezdekodowanych i niewytłumaczonych jeszcze snów. Kolejna część brzmi mimo wszechobecnego rytmu bardzo onirycznie i „nierealnie” – Słuchacz wprowadzony zostaje w odpowiedni nastrój już za sprawą otwierających całość miękkich, niczym przykrytych poranną rosą akordów. W trakcie utworu usłyszymy głosy zdeformowane podobnie odważnie, jak w „Tea with Ivor Cutler” z pierwszej części „A New Consciousness”. Finał płyty, zaledwie 5-minutowy, jest zdumiewająco spokojny i „niepozorny” – miła, ale też bardzo ascetyczna, abstrakcyjna ambientalna miniatura. Zatem, skoro to taki spokojny finał, możemy liczyć się w niedalekiej przyszłości z pojawieniem się „DSOM XII”? Oby tak właśnie było... Niniejszy tom mogę w każdym razie z czystym sumieniem polecić jako jeden ze zdecydowanie najlepszych w całym cyklu (obok III, V, VII i IX).
I. W.

Inni klienci wybrali

Podobne albumy

Kup Przechowaj

Towar w magazynie

Wysyłamy do 1 dni
Dostawa w do punktu odbioru już od 12zł.
Przesyłkę dostarcza Poczta Polska lub Inpost.
Możliwy odbiór osobisty poza siedzibą sprzedawcy.

Napisz do nas