Panoramas 3

Tak jak w poprzednich odsłonach tej trylogii, mamy tu do czynienia z dwoma niespiesznymi, rozległymi pejzażami dźwiękowymi, blisko półgodzinnymi panoramami właśnie. Kosmiczny, angażujący ambient w pełnej krasie. Tytuł pierwszego obrazu Opal Creek in Autumn Brush Strokes istotnie kotwiczy umysł słuchacza nad brzegiem strumienia omiatanego powiewami jesieni, widzimy ptaki brodzące w wodzie i chlapiące skrzydłami, chmury sunące po szarociężkim niebie na którym powoli wykwitają wieczorne gwiazdy... Bardzo sugestywne malarstwo dźwiękowe, bardzo wizyjny utwór. Druga propozycja na płycie to Cape Perpetua and the Chinook Wind. Cape Perpetua to przylądek nad Pacyfikiem, w stanie Oregon. Impresje artysty z tego miejsca powinny zatem zgodnie z tytułem zawierać szum fal i podmuchy wiatru, i istotnie to słychać. Nastroje płynnie się zmieniają, zaduma przechodzi w grozę, ta w rozjaśnienie i dalej w podziw. Warto słuchać tej płyty głośno, najlepiej pod otwartym niebem, wtedy ta muzyka naprawdę obejmuje słuchacza i zanurza w siebie. I warto też pospieszyć się z zakupem, jeśli ta recenzja przekonuje: każda z płyt trylogii Panoramas wyszła w nakładzie jedynie 200 sztuk.

M.Ż.