Marek Biliński
E=Mc2 (LP)
72,32 zł
AUTOR | Marek Biliński |
PRODUCENT | Bi.Ma. |
NUMER | BiLP-03 |
ROK WYDANIA | 2022 (1984) |
MEDIA | 1LP |
OPAKOWANIE | Winyl |
Kod produktu | 008000 |
POPULARNOŚĆ |
Lista utworów
Porachunki z bliźniakami 04'53 |
Sen Mistrza Alberta 04'53 |
Po drugiej stronie świata 10'08 |
E=MC2 21'16 |
Opis
Pierwsza część płyty to krótkie utwory o konkretnie zarysowanych konturach i bardzo chwytliwych melodiach - słychać tu trochę momentami wpływ takich twórców jak Jean Michel Jarre, Mark Shreeve, Tangerine Dream pod koniec okresu nagrań dla wytwórni Virgin, ale Biliński niewątpliwie rozwinął już własny, niepowtarzalny styl przedstawiając miniatury oparte na charakterystycznych alternacjach akordów, z rozedrganymi, wysokimi tonami syntezatora wiodącego główną melodię, z interesująco zintensyfikowaną fakturą rytmiczną. Ornamenty dźwiękowe ożywiające ścieżkę perkusyjną szczególnie atrakcyjnie przedstawiają się w utworach Ucieczka z tropiku i Porachunki z bliźniakami - w tej drugiej kompozycji przykuwa uwagę świeży element, jakim jest wyłaniający się spod motorycznego rytmu scratching. W innym popularnym utworze z tego longplaya, Dom w Dolinie Mgieł, ucho cieszy migotliwe ostinato i wyjątkowo zwiewna aranżacja. Ostatni krótki utwór to Sen Mistrza Alberta - miniatura zbudowana z kilku skontrastowanych ze sobą tematów; podobnie jak we wcześniejszej kompozycji, Wśród kwiatów zapomnienia, Biliński zderza oniryczny plan leniwych obłoków dźwiękowych z pogodnym, ruchliwym, wyrazistym scherzem.
Druga część płyty to rewelacyjne, długie utwory. Dziesięciominutowa impresja Po drugiej stronie świata wyłania się z introdukcji a la Oxygene, w której na tle zachmurzonego, mętnego, pieniącego, stojącego akordu tęskne, minorowe dźwięki poszukują się we mgle wybrzmiewając długim, stereofonicznie rozparcelowanym echem. Główny motyw to nostalgiczne arpeggio o barwie słonecznego, lecz jednocześnie mroźnego i odrętwiałego nieba - w tle pławią się najrozmaitsze szumy i poświsty, splatając się interesująco z opowieścią syntezatora snującą się na dalszym planie. Mniej więcej w połowie utworu na pierwszy plan wysuwa się improwizowana melodia prowadząca, wyginając się tęsknymi meandrami ku coraz bardziej interesującej konkluzji - w melodię budowaną na długo wybrzmiewających dźwiękach wkrada się coraz więcej ozdobników i główny temat przeradza się w finale utworu w elegancką fugę robiącą duże wrażenie. Utwór ma niesamowicie eteryczną atmosferę i nietrudno o niezwykłe wizualizacje - obrazy same wyłaniają się z kolejnych dźwięków, wznoszą się najpierw pionowo, a potem za sprawą niewytłumaczonego zjawiska turbulencji rozpływają się w najrozmaitszych, nieprzewidzianych kierunkach; słuchacz może więc w takt utworu zwiedzać rozmaite zakątki kosmosu, ale też zaglądać do powiększonej mikroskopowo kropli wody, przechadzać się po nieskończonych korytarzach wyludnionego instytutu immunologii albo podziwiać zamglone leśne polany spowite opalizującymi pajęczynami...
Najważniejszy utwór to tytułowa suita, trwająca ponad 21 minut. Funkcję klamry pełnią tu maszynowo-mechaniczne odgłosy, odizolowane od muzyki, sugerujące być może swą mantrową, upartą konstrukcją, iż jednak, wbrew drugiej zasadzie termodynamiki, możliwe jest skonstruowanie perpetuum mobile. Pierwsza część suity brzmi bardzo natarczywie, dochodzi tu do kolizji agresywnie dysonansujących wątków, odkształcanych tonalnie, potęgowanych rozmaitymi efektami. Na tle hipnotycznego, mrocznego rytmu melodie zapuszczające się w durowe skale brzmią szyderczo i prowokująco, po chwili wszystko rozpuszcza się w zdeformowanej lawie, a kolejne wykwitające motywy nawiązują do zupełnie innych tonacji i skal. To dobra muzyczna ilustracja procesu rozszczepiania jąder atomowych...
Druga część na tle nieustającego rytmu przechodzi płynnie w trzecią. Na przestrzeni tych epizodów pojawi się interesujące ostinato, na tle którego powoli wypłynie zaśnieżona, ponura melodia, mżąca sinym syntezatorowym światłem. W finałowej części główny wątek podejmą organy i trzeba przyznać, że ta alternacja melancholijnych akordów tak właśnie zaaranżowana, spleciona z tętniącym wciąż w tle upartym rytmem, robi naprawdę duże wrażenie. Harmoniczne dźwięki ustąpią jednak ostatecznie miejsca chaosowi, na pierwszym planie pojawiać się będzie coraz więcej zakłóceń i atonalnych brzmień, aż ucichnie rytm, sekwencer i wszystkie drobne, melodyjne motywy - pozostanie tylko nieustępliwy, mechaniczny warkot, który otworzył tę suitę...
PS. Na analogowym wydaniu płyty zabrakło utworów Ucieczka z tropiku i Dom w Dolinie Mgieł. W wersji CD słuchacz może cieszyć się nie tylko tymi utworami, ale ponadto ich nagranymi w 1997 roku nowymi opracowaniami.
Sukces komercyjny albumu Ogród króla Świtu zaskoczył Bilińskiego i zmobilizował do intensywnej pracy. Niesiony falą inwencji począł pisać kolejne utwory. Manager artysty, Piotr Nagłowski wpadł na pomysł wydania singla, który miał być zapowiedzią drugiego longplaya. Znalazły się na nim dwa utwory: Ucieczka z tropiku i Dom w dolinie mgieł. Oba stały się wielkimi przebojami. W ówczesnych czasach miernikiem popularności była niezwykle opiniotwórcza Lista Przebojów programu III PR Marka Niedźwieckiego. W czasach stanu wojennego skupiała rzesze radiosłuchaczy przy odbiornikach. Do dzisiaj audycja otoczona jest kultem, niestety podszytym głównie nostalgią... Dom w dolinie mgieł pojawił się w 83 notowaniu (listopad 1983) i na 12 tygodni pobytu w TOP 40 doszedł do 20 pozycji co jak na utwór instrumentalny było znakomitym wynikiem. Jednak apogeum popularności, taką, że zaczęto go rozpoznawać na ulicy, zdobył Biliński dzięki teledyskowi Ucieczki z tropiku promowanemu w 1984 roku. Młodzi realizatorzy z Telewizji Szczecin (S. Falkiewicz, G. Lickiewicz i M. Oziewicz) zaproponowali Bilińskiemu nagranie nowoczesnego teledysku. W owych czasach królowały statyczne pokazy śpiewających grajków. W ciągu jednego dnia zdjęciowego nagrali z Bilińskim kilka scenek a następnie dołączyli do tego świetnie zsynchronizowane z muzyką sceny kraks samochodowych, eksplozji śmigłowców, wybuchów zaczerpnięte m.in. z Blues Brothers i filmów o Jamesie Bondzie, agencie 007. Dynamiczny teledysk opowiada historię mężczyzny (Biliński) który za pomocą joysticka i klawiszy w tajemniczej maszynie powoduje te wszystkie kolizje by na końcu przewrotnie sam stać się ofiarą. Video zdobyło olbrzymią popularność stając się klipem roku 1984. Na Liście Przebojów "Trójki" utwór dociera w kwietniu 1984 do 11 pozycji. Te wydarzenia dały Bilińskiemu dodatkowe bodźce do szybszego zrealizowania kolejnej płyty. Artysta wyznaczył sobie jako cel nagranie muzyki ambitniejszej niż na poprzedniej płycie. Krążek nagrywany był już z nowym sekwencerem Roland CSQ600 oraz z perkusją Roland TR808 a partie basowe zrobiono na Rolandzie SH101. Stylistycznie wydana przez Polton płyta miała być ukłonem w stronę szkoły niemieckiej: Klausa Schulze i Tangerine Dream ( zwróćmy uwagę choćby na okładkę gdzie na eksponowanym miejscu pojawia się mandarynka). Płyta utwierdza popularność Bilińskiego. Był wtedy w plebiscytach na najpopularniejszego instrumentalistę przez pięć pod rząd kolejnych lat (1981-85) na pierwszym miejscu. W tym czasie zainteresowały się nim film i teatr. Romans z muzyką ilustracyjną rozpoczyna od dogrania muzyki do baletu zrealizowanego przez ośrodek warszawski TVP pt. Mały Książę i filmów Krewa oraz polsko czeskiej koprodukcji dla młodzieży List Gończy (1985). Przypisuje się mu też autorstwo muzyki do kultowego programu edukacyjnego Przybysze z Matplanety powstałego w 1984 a emitowanego w latach 1987-90 gdzie rolę Pi w grała Dagmara Bilińska. Jego muzykę adoptowano też do potrzeb programów popularnonaukowych Sonda i Spectrum do którego na czołówkę wykorzystano motyw z Po Drugiej Stronie Świata. Nadchodzi tymczasem rok 1986 i Biliński nagrywa płytę Wolne loty gdzie pojawia się technologia cyfrowa w postaci Yamahy DX7 z MIDI, Yamaha RX 11, z którego automatyczna perkusja zdominowała całe wydawnictwo, pogłos Yamaha REV-7, sekwencer wielośladowy Yamaha QX1. Dzięki nowemu instrumentarium zaczęła się łatwość tworzenia rytmów i pragnienie wykorzystania możliwości nowych urządzeń, które nadawały się do tworzenia muzyki bardziej popowej. Poszczególne utwory inspirowane były barwami DX7, który zafascynował go możliwościami kształtowania dźwięku. Płyta ta dość mocno różni się brzmieniowo od swych poprzedniczek. Wtedy też realizuje projekt muzyczny do najpopularniejszego filmu z jego dźwiękami czyli Przyjaciel Wesołego Diabła, w reżyserii Jerzego Łukaszewicza (1986), którego kontynuację Bliskie Spotkania z Wesołym Diabłem (1987), ilustruje już zagranicą. Wyjazd na rządowy kontrakt jako wykładowcy do Akademii Muzycznej w Kuwejcie spowodowany był kuszącą ofertą finansową. Biliński chciał się usamodzielnić, kupić nowe instrumenty, zebrać pieniądze na własną pracownię twórczą. Okres ten zapoczątkował dość długie milczenia artysty przerwane tylko składanką przebojów przewrotnie zatytułowaną Ucieczka do Tropiku (1987). W Kuwejcie pisze fantazję symfoniczną Twarze Pustyni gdzie starał się zawrzeć wszystko to, czego nauczył się w kręgu kultury arabskiej i które stały się później podwaliną pod Dziecko Słońca. Twarze Pustyni miały uświetnić obchody 30-lecia niepodległości Kuwejtu, lecz agresja Iraku uniemożliwiła realizację tego przedsięwzięcia. Dopiero po wojnie w Zatoce Perskiej Twarze Pustyni wraz z diaporamą artysty fotografika Jacka Woźniaka, reprezentowały Kuwejt na Światowej Wystawie EXPO'92 w Sewilli w Hiszpanii. Gdy Irak zaatakował Kuwejt Biliński z rodziną akurat byli na wakacjach w Polsce. W Kuwejcie został cały sprzęt, który udało się odzyskać dzięki pracownikom polskiej ambasady. Po tej wojnie powrócił do Kuwejtu gdzie zastał splądrowane mieszkanie, postanowił więc zabrać pamiątki i wracać do kraju tym bardziej, że w Polsce akurat nastąpiła zmiana ustroju. Niestety pierwsze hausty wolności przyniosły też bezprawie czyli piractwo, które okradało go z tantiem. Pierwszą firmą , która po powrocie zaczęła go legalnie wydawać, był prywatny Digiton a wkrótce pojawiły się też duże koncerny fonograficzne. Biliński powoli odzyskiwał należne mu miejsce. W 1990 roku przyobleka dźwiękami dokument "Z Filmoteki Polskiej" a rok później baśń Kondratiuka "Ene...due...like...fake" oraz umuzycznia słynny teleturniej "Koło Fortuny". Fanów oczekujących nowego materiału zaskakuje pod pseudonimem MaBi wydając składankę syntezatorowych coverów (1993). I wreszcie w 1994 roku wydaje nowy album Dziecko Słońca. Milczenie spowodowane było zarówno walką z piractwem jak i długim procesem odzyskania praw do wszystkich swoich płyt (zakończone w 1994), które od tej pory zaczął sam wydawać pod szyldem BiMa Biliński Production, w formie kompaktowych reedycji. Płytę Dziecko Słońca nagrał już przy użyciu komputera kupionego w Polsce, Macintosh'a Classic. Część jej realizował jeszcze w Kuwejcie na QX1, potem przetransponował to na komputer, a reszta płyty powstała już na Macintoshu. Wtedy też zaczął pracować na programie Digital Performer i od tego czasu jest to główny program, jakiego używa w studiu. Płyta owocuje tym, że w plebiscycie czytelników branżowego pisma "Muzyk" Biliński został uznany najlepszym kompozytorem i najlepszym wirtuozem syntezatorów roku. Dziecko Słońca usłyszała Ewa Wycichowska, szefowa Polskiego Teatru Tańca. Zainspirowana tą muzyką stworzyła spektakl baletowy pod tym samym tytułem, którego premiera odbyła się na scenie Teatru Wielkiego w Poznaniu pod koniec 1995. Biliński znowu jest na topie - nagrywa m.in. recital dla TVP 2 pt. "Muzyczne Opowiadania", tworzy muzykę dla Gali Wręczenia Nagród Polskiego Przemysłu Fonograficznego - "Fryderyk '96" i "Fryderyk '97" i wydaje swoje płyty na rynek amerykański poprzez "The Minden Pictures Collection", często gości w audycjach radiowych i telewizyjnych. Rok 1998 przynosi kolejną składankę Marek Biliński The Best of jak i wydawnictwo Refleksje I-IV. Płyta ta powstała na zamówienie. Na premierze baletu Dziecko Słońca pojawiła się Agnieszka Duczmal. Spodobała się jej ta muzyka i zamówiła u niego utwór na koncert z okazji 30-lecia swojej pracy artystycznej i jej poznańskiej Orkiestry Kameralnej AMADEUS. Premiera miała miejsce w Filharmonii Narodowej w Warszawie, a poszczególne części (Toscania, Loara, Bolero, Sevilla) noszą nazwy miejsc gdzie koncertowała orkiestra Agnieszki Duczmal. Refleksje to utwór akustyczny na orkiestrę kameralną z dużą baterią instrumentów perkusyjnych bez użycia instrumentów elektronicznych. Biliński ma też w swej karierze realizacje na potrzeby teatru : Romeo i Julia w Zamościu, Hamlet w Warszawie, Kreacja w Szczecinie ale szczególnie dumny jest z płockiego przedstawienia sztuki Brat Naszego Boga, Karola Wojtyły w reżyserii Andrzeja Marii Marczewskiego gdzie muzykę napisał wspólnie ze znanym kompozytorem Wojciechem Trzcińskim. Od kilku lat pracuje nad najnowszym albumem. Mozolna praca powoduje że ma to być płyta mozaikowa gdyż przez ten okres różne style miały na niego wpływ. Niewykluczone, że wyjdzie też jej druga wersja zrealizowana przy udziale całego towarzyszącego Bilińskiemu podczas koncertów zespołu. Biliński twierdzi, ze nigdy nie zabiegał o możliwości koncertowania, obcy mu jest marketing po prostu korzystał z zaproszeń, które były do niego wystosowane. Rzeczywiście ma na swym koncie i bardzo kameralne i bardzo medialne przedstawienia. Początki to wielkie plenerowe koncerty w oprawie światła i laserów na Wałach Chrobrego z okazji 750 lecia Szczecina (1993) i na Wiankach pod Wawelem w Krakowie (1994), które oglądało łącznie blisko 50.000 widzów. Kolejne to Międzynarodowy Zjazd miłośników Garbusa w Dobrym Mieście (1995,1996) Euro - Eko Meeting w Złotowie, gdzie artysta wystąpił w międzynarodowym składzie na niezwykłym multimedialnym koncercie - Początek Światła, który został uznany za jedno z najciekawszych wydarzeń artystycznych roku i wyemitowany w TVP 1, Dni Przemyśla, Dni Rzeszowa, na sopockim Molo, na dziedzińcu Zamku Książat Pomorskich w Szczecinie, w Teatrze Stanisławowskim w Łazienkach (1996), Teatr Polski w Warszawie, czysto elektroniczny festiwal ZEF w Piszu (1997), Plac Zamkowy w Warszawie (1998), Lotnisko w Bemowie W.O.Ś.P. Jurka Owsiaka, 70 lecie PLL LOT, sopockie molo, Zlot Elektronicznych Fanatyków -Pisz (1999) koncert transmitowany na żywo w TVP 1 pt. Gniezno - 2000 - Dźwięk - Ogień - Światło - Kolor uświetniający odbywający się tam Zjazd Pięciu Prezydentów państw europejskich gdzie specjalnie na ten koncert sprowadzono największe bębny w Europie (2000), koncert z okazji Dni Michała w Żaganiu, zakończenie Światowych Igrzysk Polonijnych w Sopocie (2001) Dni Sosnowca (2002), w Gdańsku na Starym Mieście na wyspie Ołowianka przy brzegu Motławy koncert multimedialny Noc Świętojańska uświetniony przez tancerzy na łodziach, Koncert Pod Gwiazdami na Starym Mieście w Toruniu, dla telewizji HBO - AXN, ostatni ZEF , gdzie także prowadził warsztaty muzyczne (2003), Symfonia Trzebnicka na terenie Klasztoru Sióstr Boromeuszek w Trzebnicy, Dni Bogatyni, sopockie molo, Ricochet Gathering W Jeleniej Górze, warszawski klub Dekada (2004), pod Ratuszem w Bielsko Białej, klub Czaszkajara we Wrześni, uroczysty koncert pod patronatem Prezydenta m.st. Warszawy z okazji otwarcia wystawy "Warszawa Przyszłości" w centrum miasta na płycie głównej Pałacu Kultury i Nauki z wizualizacjami na ekranach ledowych, projekcjami laserowymi oraz pokazem sztucznych ogni, Dni instrumentów klawiszowych w Poznaniu (2005), klub Sothis w Radomiu i warszawskim klubie On-Off (2006). Jego koncerty zaskakują odchodzeniem od tradycyjnej elektroniki i prezentowaniem starych nagrań choćby w saksofonowych wersjach. Od dłuższego czasu Biliński występuje na stałe na koncertach z basistą Wojciechem Pilichowskim, gitarzystą Krzysztofem Misiakiem i perkusistą Tomaszem Łosowskim. Tu anegdota. Tomasz jest synem Sławomira Łosowskiego, syntezatorowego twórcy przebojów grupy Kombi. Po rozpadzie tej formacji zaległ w twórczy niebyt tworząc jedynie z synem płytę Nowe Narodziny (1994) mającą na celu promocję syna, utalentowanego bębniarza. Biliński po występie Tomasza na ZEF-ie zaczepił go wypytując o ojca. Porachunki z bliźniakami eksponuje automat perkusyjny sprzężony z dźwiękiem przypominającym rapowy scratching. Radosny, wesoły rytm wprowadza nas w żywe wibracje. Artysta wplata to rozliczne improwizacje stawiając jednak głównie na melodię i harmonię. Sen mistrza Alberta jest dość zaskakujący. Zwiewny, stonowany przypomina smutną przypowieść o samotności. Głównie słychać dźwięk przypominający dmuchanie we fletnie pana oraz kilka barw jak żywo przypominających Vangelisa. Ale pojawia się też promyk pogodności. Jakby dźwięk klawesynu nagle przyspiesza utwór nadając mu prawie groteskowej formy ale i właśnie owej radości. Pęd zostaje wytracony i znów pływamy w nostalgicznych nastrojach, które Biliński fenomenalnie potrafi budować. Po drugiej stronie światła. Biliński nie lubi stwierdzenia, że jest drugim Jarre'm z tym, że chodzi tu tak naprawdę o pewne zjawisko a nie muzykę czyli wydobycie podobnie jak to było u Jean Michela Jarre'a el-gatunku z getta ku masowemu odbiorcy. Z tym, że istnieje jeden utwór który brzmi jak żywo wzięty z sesji Oxygene. Właśnie ten. Te ślizgające się świergoty fotonów przemykających miedzy kanałami w kosmiczną przestrzeń, ten zapętlony podkład znakomicie imitują czasy świetności Francuza. Piękna solówka prowadząca niebanalną melodię przez większość kompozycji dopełnia całości. Tytułowy kawałek jest najbardziej artystowski w swym wyrazie. Pierwsza część ponad dwudziesto-minutowej suity otwierają imitacje dźwięków rotora śmigłowca, zmian ciśnień w rurach, dziwnych kwaczących dźwięków by wpleść w końcu automat perkusyjny zespolony z improwizowaną solówką wskazującą na eksperymentalny charakter utworu. Biliński szaleje w zwariowanych kakafoniach po klawiaturze wystawiając nas na próbę wytrzymałości. Tworzy się coraz więcej dysonansu, struktury przyjmują nieokreślone kształty by w powodzi dźwięków wykrystalizować spokojniejszy trzon części drugiej, która rytmem przeradza się w marszową pieśń z ładną, subtelną barwą syntezatora na przedzie. Część trzecia wykorzystuje masywne, podniosłe brzmienie organ świetnie korelujące z drobnymi, cichymi wstawkami keyboardów. Dom w dolinie mgieł to klasyk polskiej el muzyki. Najczęściej coverowany utwór tego wykonawcy, gdzie w majestatyczny sposób zbudowano klimat tego evergreena. Ucieczka z tropiku zaś dzięki teledyskowi to najbardziej rozpoznawalny utwór Bilińskiego, wpadający w ucho i ciekawie zaaranżowany. Co tu dużo pisać. Klasyka, która się nie starzeje mimo upływu eonów lat w technice.
Druga część płyty to rewelacyjne, długie utwory. Dziesięciominutowa impresja Po drugiej stronie świata wyłania się z introdukcji a la Oxygene, w której na tle zachmurzonego, mętnego, pieniącego, stojącego akordu tęskne, minorowe dźwięki poszukują się we mgle wybrzmiewając długim, stereofonicznie rozparcelowanym echem. Główny motyw to nostalgiczne arpeggio o barwie słonecznego, lecz jednocześnie mroźnego i odrętwiałego nieba - w tle pławią się najrozmaitsze szumy i poświsty, splatając się interesująco z opowieścią syntezatora snującą się na dalszym planie. Mniej więcej w połowie utworu na pierwszy plan wysuwa się improwizowana melodia prowadząca, wyginając się tęsknymi meandrami ku coraz bardziej interesującej konkluzji - w melodię budowaną na długo wybrzmiewających dźwiękach wkrada się coraz więcej ozdobników i główny temat przeradza się w finale utworu w elegancką fugę robiącą duże wrażenie. Utwór ma niesamowicie eteryczną atmosferę i nietrudno o niezwykłe wizualizacje - obrazy same wyłaniają się z kolejnych dźwięków, wznoszą się najpierw pionowo, a potem za sprawą niewytłumaczonego zjawiska turbulencji rozpływają się w najrozmaitszych, nieprzewidzianych kierunkach; słuchacz może więc w takt utworu zwiedzać rozmaite zakątki kosmosu, ale też zaglądać do powiększonej mikroskopowo kropli wody, przechadzać się po nieskończonych korytarzach wyludnionego instytutu immunologii albo podziwiać zamglone leśne polany spowite opalizującymi pajęczynami...
Najważniejszy utwór to tytułowa suita, trwająca ponad 21 minut. Funkcję klamry pełnią tu maszynowo-mechaniczne odgłosy, odizolowane od muzyki, sugerujące być może swą mantrową, upartą konstrukcją, iż jednak, wbrew drugiej zasadzie termodynamiki, możliwe jest skonstruowanie perpetuum mobile. Pierwsza część suity brzmi bardzo natarczywie, dochodzi tu do kolizji agresywnie dysonansujących wątków, odkształcanych tonalnie, potęgowanych rozmaitymi efektami. Na tle hipnotycznego, mrocznego rytmu melodie zapuszczające się w durowe skale brzmią szyderczo i prowokująco, po chwili wszystko rozpuszcza się w zdeformowanej lawie, a kolejne wykwitające motywy nawiązują do zupełnie innych tonacji i skal. To dobra muzyczna ilustracja procesu rozszczepiania jąder atomowych...
Druga część na tle nieustającego rytmu przechodzi płynnie w trzecią. Na przestrzeni tych epizodów pojawi się interesujące ostinato, na tle którego powoli wypłynie zaśnieżona, ponura melodia, mżąca sinym syntezatorowym światłem. W finałowej części główny wątek podejmą organy i trzeba przyznać, że ta alternacja melancholijnych akordów tak właśnie zaaranżowana, spleciona z tętniącym wciąż w tle upartym rytmem, robi naprawdę duże wrażenie. Harmoniczne dźwięki ustąpią jednak ostatecznie miejsca chaosowi, na pierwszym planie pojawiać się będzie coraz więcej zakłóceń i atonalnych brzmień, aż ucichnie rytm, sekwencer i wszystkie drobne, melodyjne motywy - pozostanie tylko nieustępliwy, mechaniczny warkot, który otworzył tę suitę...
PS. Na analogowym wydaniu płyty zabrakło utworów Ucieczka z tropiku i Dom w Dolinie Mgieł. W wersji CD słuchacz może cieszyć się nie tylko tymi utworami, ale ponadto ich nagranymi w 1997 roku nowymi opracowaniami.
Igor Wróblewski
Sukces komercyjny albumu Ogród króla Świtu zaskoczył Bilińskiego i zmobilizował do intensywnej pracy. Niesiony falą inwencji począł pisać kolejne utwory. Manager artysty, Piotr Nagłowski wpadł na pomysł wydania singla, który miał być zapowiedzią drugiego longplaya. Znalazły się na nim dwa utwory: Ucieczka z tropiku i Dom w dolinie mgieł. Oba stały się wielkimi przebojami. W ówczesnych czasach miernikiem popularności była niezwykle opiniotwórcza Lista Przebojów programu III PR Marka Niedźwieckiego. W czasach stanu wojennego skupiała rzesze radiosłuchaczy przy odbiornikach. Do dzisiaj audycja otoczona jest kultem, niestety podszytym głównie nostalgią... Dom w dolinie mgieł pojawił się w 83 notowaniu (listopad 1983) i na 12 tygodni pobytu w TOP 40 doszedł do 20 pozycji co jak na utwór instrumentalny było znakomitym wynikiem. Jednak apogeum popularności, taką, że zaczęto go rozpoznawać na ulicy, zdobył Biliński dzięki teledyskowi Ucieczki z tropiku promowanemu w 1984 roku. Młodzi realizatorzy z Telewizji Szczecin (S. Falkiewicz, G. Lickiewicz i M. Oziewicz) zaproponowali Bilińskiemu nagranie nowoczesnego teledysku. W owych czasach królowały statyczne pokazy śpiewających grajków. W ciągu jednego dnia zdjęciowego nagrali z Bilińskim kilka scenek a następnie dołączyli do tego świetnie zsynchronizowane z muzyką sceny kraks samochodowych, eksplozji śmigłowców, wybuchów zaczerpnięte m.in. z Blues Brothers i filmów o Jamesie Bondzie, agencie 007. Dynamiczny teledysk opowiada historię mężczyzny (Biliński) który za pomocą joysticka i klawiszy w tajemniczej maszynie powoduje te wszystkie kolizje by na końcu przewrotnie sam stać się ofiarą. Video zdobyło olbrzymią popularność stając się klipem roku 1984. Na Liście Przebojów "Trójki" utwór dociera w kwietniu 1984 do 11 pozycji. Te wydarzenia dały Bilińskiemu dodatkowe bodźce do szybszego zrealizowania kolejnej płyty. Artysta wyznaczył sobie jako cel nagranie muzyki ambitniejszej niż na poprzedniej płycie. Krążek nagrywany był już z nowym sekwencerem Roland CSQ600 oraz z perkusją Roland TR808 a partie basowe zrobiono na Rolandzie SH101. Stylistycznie wydana przez Polton płyta miała być ukłonem w stronę szkoły niemieckiej: Klausa Schulze i Tangerine Dream ( zwróćmy uwagę choćby na okładkę gdzie na eksponowanym miejscu pojawia się mandarynka). Płyta utwierdza popularność Bilińskiego. Był wtedy w plebiscytach na najpopularniejszego instrumentalistę przez pięć pod rząd kolejnych lat (1981-85) na pierwszym miejscu. W tym czasie zainteresowały się nim film i teatr. Romans z muzyką ilustracyjną rozpoczyna od dogrania muzyki do baletu zrealizowanego przez ośrodek warszawski TVP pt. Mały Książę i filmów Krewa oraz polsko czeskiej koprodukcji dla młodzieży List Gończy (1985). Przypisuje się mu też autorstwo muzyki do kultowego programu edukacyjnego Przybysze z Matplanety powstałego w 1984 a emitowanego w latach 1987-90 gdzie rolę Pi w grała Dagmara Bilińska. Jego muzykę adoptowano też do potrzeb programów popularnonaukowych Sonda i Spectrum do którego na czołówkę wykorzystano motyw z Po Drugiej Stronie Świata. Nadchodzi tymczasem rok 1986 i Biliński nagrywa płytę Wolne loty gdzie pojawia się technologia cyfrowa w postaci Yamahy DX7 z MIDI, Yamaha RX 11, z którego automatyczna perkusja zdominowała całe wydawnictwo, pogłos Yamaha REV-7, sekwencer wielośladowy Yamaha QX1. Dzięki nowemu instrumentarium zaczęła się łatwość tworzenia rytmów i pragnienie wykorzystania możliwości nowych urządzeń, które nadawały się do tworzenia muzyki bardziej popowej. Poszczególne utwory inspirowane były barwami DX7, który zafascynował go możliwościami kształtowania dźwięku. Płyta ta dość mocno różni się brzmieniowo od swych poprzedniczek. Wtedy też realizuje projekt muzyczny do najpopularniejszego filmu z jego dźwiękami czyli Przyjaciel Wesołego Diabła, w reżyserii Jerzego Łukaszewicza (1986), którego kontynuację Bliskie Spotkania z Wesołym Diabłem (1987), ilustruje już zagranicą. Wyjazd na rządowy kontrakt jako wykładowcy do Akademii Muzycznej w Kuwejcie spowodowany był kuszącą ofertą finansową. Biliński chciał się usamodzielnić, kupić nowe instrumenty, zebrać pieniądze na własną pracownię twórczą. Okres ten zapoczątkował dość długie milczenia artysty przerwane tylko składanką przebojów przewrotnie zatytułowaną Ucieczka do Tropiku (1987). W Kuwejcie pisze fantazję symfoniczną Twarze Pustyni gdzie starał się zawrzeć wszystko to, czego nauczył się w kręgu kultury arabskiej i które stały się później podwaliną pod Dziecko Słońca. Twarze Pustyni miały uświetnić obchody 30-lecia niepodległości Kuwejtu, lecz agresja Iraku uniemożliwiła realizację tego przedsięwzięcia. Dopiero po wojnie w Zatoce Perskiej Twarze Pustyni wraz z diaporamą artysty fotografika Jacka Woźniaka, reprezentowały Kuwejt na Światowej Wystawie EXPO'92 w Sewilli w Hiszpanii. Gdy Irak zaatakował Kuwejt Biliński z rodziną akurat byli na wakacjach w Polsce. W Kuwejcie został cały sprzęt, który udało się odzyskać dzięki pracownikom polskiej ambasady. Po tej wojnie powrócił do Kuwejtu gdzie zastał splądrowane mieszkanie, postanowił więc zabrać pamiątki i wracać do kraju tym bardziej, że w Polsce akurat nastąpiła zmiana ustroju. Niestety pierwsze hausty wolności przyniosły też bezprawie czyli piractwo, które okradało go z tantiem. Pierwszą firmą , która po powrocie zaczęła go legalnie wydawać, był prywatny Digiton a wkrótce pojawiły się też duże koncerny fonograficzne. Biliński powoli odzyskiwał należne mu miejsce. W 1990 roku przyobleka dźwiękami dokument "Z Filmoteki Polskiej" a rok później baśń Kondratiuka "Ene...due...like...fake" oraz umuzycznia słynny teleturniej "Koło Fortuny". Fanów oczekujących nowego materiału zaskakuje pod pseudonimem MaBi wydając składankę syntezatorowych coverów (1993). I wreszcie w 1994 roku wydaje nowy album Dziecko Słońca. Milczenie spowodowane było zarówno walką z piractwem jak i długim procesem odzyskania praw do wszystkich swoich płyt (zakończone w 1994), które od tej pory zaczął sam wydawać pod szyldem BiMa Biliński Production, w formie kompaktowych reedycji. Płytę Dziecko Słońca nagrał już przy użyciu komputera kupionego w Polsce, Macintosh'a Classic. Część jej realizował jeszcze w Kuwejcie na QX1, potem przetransponował to na komputer, a reszta płyty powstała już na Macintoshu. Wtedy też zaczął pracować na programie Digital Performer i od tego czasu jest to główny program, jakiego używa w studiu. Płyta owocuje tym, że w plebiscycie czytelników branżowego pisma "Muzyk" Biliński został uznany najlepszym kompozytorem i najlepszym wirtuozem syntezatorów roku. Dziecko Słońca usłyszała Ewa Wycichowska, szefowa Polskiego Teatru Tańca. Zainspirowana tą muzyką stworzyła spektakl baletowy pod tym samym tytułem, którego premiera odbyła się na scenie Teatru Wielkiego w Poznaniu pod koniec 1995. Biliński znowu jest na topie - nagrywa m.in. recital dla TVP 2 pt. "Muzyczne Opowiadania", tworzy muzykę dla Gali Wręczenia Nagród Polskiego Przemysłu Fonograficznego - "Fryderyk '96" i "Fryderyk '97" i wydaje swoje płyty na rynek amerykański poprzez "The Minden Pictures Collection", często gości w audycjach radiowych i telewizyjnych. Rok 1998 przynosi kolejną składankę Marek Biliński The Best of jak i wydawnictwo Refleksje I-IV. Płyta ta powstała na zamówienie. Na premierze baletu Dziecko Słońca pojawiła się Agnieszka Duczmal. Spodobała się jej ta muzyka i zamówiła u niego utwór na koncert z okazji 30-lecia swojej pracy artystycznej i jej poznańskiej Orkiestry Kameralnej AMADEUS. Premiera miała miejsce w Filharmonii Narodowej w Warszawie, a poszczególne części (Toscania, Loara, Bolero, Sevilla) noszą nazwy miejsc gdzie koncertowała orkiestra Agnieszki Duczmal. Refleksje to utwór akustyczny na orkiestrę kameralną z dużą baterią instrumentów perkusyjnych bez użycia instrumentów elektronicznych. Biliński ma też w swej karierze realizacje na potrzeby teatru : Romeo i Julia w Zamościu, Hamlet w Warszawie, Kreacja w Szczecinie ale szczególnie dumny jest z płockiego przedstawienia sztuki Brat Naszego Boga, Karola Wojtyły w reżyserii Andrzeja Marii Marczewskiego gdzie muzykę napisał wspólnie ze znanym kompozytorem Wojciechem Trzcińskim. Od kilku lat pracuje nad najnowszym albumem. Mozolna praca powoduje że ma to być płyta mozaikowa gdyż przez ten okres różne style miały na niego wpływ. Niewykluczone, że wyjdzie też jej druga wersja zrealizowana przy udziale całego towarzyszącego Bilińskiemu podczas koncertów zespołu. Biliński twierdzi, ze nigdy nie zabiegał o możliwości koncertowania, obcy mu jest marketing po prostu korzystał z zaproszeń, które były do niego wystosowane. Rzeczywiście ma na swym koncie i bardzo kameralne i bardzo medialne przedstawienia. Początki to wielkie plenerowe koncerty w oprawie światła i laserów na Wałach Chrobrego z okazji 750 lecia Szczecina (1993) i na Wiankach pod Wawelem w Krakowie (1994), które oglądało łącznie blisko 50.000 widzów. Kolejne to Międzynarodowy Zjazd miłośników Garbusa w Dobrym Mieście (1995,1996) Euro - Eko Meeting w Złotowie, gdzie artysta wystąpił w międzynarodowym składzie na niezwykłym multimedialnym koncercie - Początek Światła, który został uznany za jedno z najciekawszych wydarzeń artystycznych roku i wyemitowany w TVP 1, Dni Przemyśla, Dni Rzeszowa, na sopockim Molo, na dziedzińcu Zamku Książat Pomorskich w Szczecinie, w Teatrze Stanisławowskim w Łazienkach (1996), Teatr Polski w Warszawie, czysto elektroniczny festiwal ZEF w Piszu (1997), Plac Zamkowy w Warszawie (1998), Lotnisko w Bemowie W.O.Ś.P. Jurka Owsiaka, 70 lecie PLL LOT, sopockie molo, Zlot Elektronicznych Fanatyków -Pisz (1999) koncert transmitowany na żywo w TVP 1 pt. Gniezno - 2000 - Dźwięk - Ogień - Światło - Kolor uświetniający odbywający się tam Zjazd Pięciu Prezydentów państw europejskich gdzie specjalnie na ten koncert sprowadzono największe bębny w Europie (2000), koncert z okazji Dni Michała w Żaganiu, zakończenie Światowych Igrzysk Polonijnych w Sopocie (2001) Dni Sosnowca (2002), w Gdańsku na Starym Mieście na wyspie Ołowianka przy brzegu Motławy koncert multimedialny Noc Świętojańska uświetniony przez tancerzy na łodziach, Koncert Pod Gwiazdami na Starym Mieście w Toruniu, dla telewizji HBO - AXN, ostatni ZEF , gdzie także prowadził warsztaty muzyczne (2003), Symfonia Trzebnicka na terenie Klasztoru Sióstr Boromeuszek w Trzebnicy, Dni Bogatyni, sopockie molo, Ricochet Gathering W Jeleniej Górze, warszawski klub Dekada (2004), pod Ratuszem w Bielsko Białej, klub Czaszkajara we Wrześni, uroczysty koncert pod patronatem Prezydenta m.st. Warszawy z okazji otwarcia wystawy "Warszawa Przyszłości" w centrum miasta na płycie głównej Pałacu Kultury i Nauki z wizualizacjami na ekranach ledowych, projekcjami laserowymi oraz pokazem sztucznych ogni, Dni instrumentów klawiszowych w Poznaniu (2005), klub Sothis w Radomiu i warszawskim klubie On-Off (2006). Jego koncerty zaskakują odchodzeniem od tradycyjnej elektroniki i prezentowaniem starych nagrań choćby w saksofonowych wersjach. Od dłuższego czasu Biliński występuje na stałe na koncertach z basistą Wojciechem Pilichowskim, gitarzystą Krzysztofem Misiakiem i perkusistą Tomaszem Łosowskim. Tu anegdota. Tomasz jest synem Sławomira Łosowskiego, syntezatorowego twórcy przebojów grupy Kombi. Po rozpadzie tej formacji zaległ w twórczy niebyt tworząc jedynie z synem płytę Nowe Narodziny (1994) mającą na celu promocję syna, utalentowanego bębniarza. Biliński po występie Tomasza na ZEF-ie zaczepił go wypytując o ojca. Porachunki z bliźniakami eksponuje automat perkusyjny sprzężony z dźwiękiem przypominającym rapowy scratching. Radosny, wesoły rytm wprowadza nas w żywe wibracje. Artysta wplata to rozliczne improwizacje stawiając jednak głównie na melodię i harmonię. Sen mistrza Alberta jest dość zaskakujący. Zwiewny, stonowany przypomina smutną przypowieść o samotności. Głównie słychać dźwięk przypominający dmuchanie we fletnie pana oraz kilka barw jak żywo przypominających Vangelisa. Ale pojawia się też promyk pogodności. Jakby dźwięk klawesynu nagle przyspiesza utwór nadając mu prawie groteskowej formy ale i właśnie owej radości. Pęd zostaje wytracony i znów pływamy w nostalgicznych nastrojach, które Biliński fenomenalnie potrafi budować. Po drugiej stronie światła. Biliński nie lubi stwierdzenia, że jest drugim Jarre'm z tym, że chodzi tu tak naprawdę o pewne zjawisko a nie muzykę czyli wydobycie podobnie jak to było u Jean Michela Jarre'a el-gatunku z getta ku masowemu odbiorcy. Z tym, że istnieje jeden utwór który brzmi jak żywo wzięty z sesji Oxygene. Właśnie ten. Te ślizgające się świergoty fotonów przemykających miedzy kanałami w kosmiczną przestrzeń, ten zapętlony podkład znakomicie imitują czasy świetności Francuza. Piękna solówka prowadząca niebanalną melodię przez większość kompozycji dopełnia całości. Tytułowy kawałek jest najbardziej artystowski w swym wyrazie. Pierwsza część ponad dwudziesto-minutowej suity otwierają imitacje dźwięków rotora śmigłowca, zmian ciśnień w rurach, dziwnych kwaczących dźwięków by wpleść w końcu automat perkusyjny zespolony z improwizowaną solówką wskazującą na eksperymentalny charakter utworu. Biliński szaleje w zwariowanych kakafoniach po klawiaturze wystawiając nas na próbę wytrzymałości. Tworzy się coraz więcej dysonansu, struktury przyjmują nieokreślone kształty by w powodzi dźwięków wykrystalizować spokojniejszy trzon części drugiej, która rytmem przeradza się w marszową pieśń z ładną, subtelną barwą syntezatora na przedzie. Część trzecia wykorzystuje masywne, podniosłe brzmienie organ świetnie korelujące z drobnymi, cichymi wstawkami keyboardów. Dom w dolinie mgieł to klasyk polskiej el muzyki. Najczęściej coverowany utwór tego wykonawcy, gdzie w majestatyczny sposób zbudowano klimat tego evergreena. Ucieczka z tropiku zaś dzięki teledyskowi to najbardziej rozpoznawalny utwór Bilińskiego, wpadający w ucho i ciekawie zaaranżowany. Co tu dużo pisać. Klasyka, która się nie starzeje mimo upływu eonów lat w technice.
Dariusz Długołęcki
Inni klienci wybrali
Podobne albumy
Kup Przechowaj
Towar w magazynie
Wysyłamy do 1 dni
Dostawa w do punktu odbioru już od 12zł.
Przesyłkę dostarcza Poczta Polska lub Inpost.
Możliwy odbiór osobisty poza siedzibą sprzedawcy.